Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

wtorek, 24 października 2017

Smoczystość

Pół miliona podpisów zebrano pod projektem ustawy liberalizującej prawo do aborcji.
Pierwszą sesję Sejmu I kadencji po wolnych wreszcie wyborach w 1991 roku poprzedziły wywiady z nowo wybranymi posłami. Jedna z pań, reprezentujących Unię Demokratyczną patrząc w oko kamery powiedziała wtedy, że poszła do Sejmu aby tu na mężczyznach “wypyskowywać” (sic!) prawa kobiet.
Powiało mrozem. Państwo w przełomowej fazie transformacji, Moskale jeszcze w granicach, inflacja ledwo spadła z prawie sześciuset do osiemdziesięciu procent, a ona poszła do Sejmu aby chłopom dać popalić.
Ortodoksom zaś z przeciwnego skrzydła było obojętne, czy Polska będzie biedna lub bogata, byle była katolicka. Jeszcze nie było powodów aby podważać papieską zachętę dla wstąpienia do Unii, ale podnosiły się głosy o konieczności zachowania sojuszniczej więzi z jeszcze funkcjonującym Związkiem Radzieckim.
Aliści to nie wszystko. Bodaj jeszcze Sejm kontraktowy był bombardowany wnioskami integrystów o uchwalenie zakazu przerywania ciąży. Trwały dyskusje o zmianie ustroju, komuniści starali się jak najmniej ustąpić pola, ale bez nadmiernego ujawniania swych intencji. Dewocyjne zacietrzewienie wielu posłów było więc dla nich czymś w rodzaju daru z nieba.  
I ostatnio mamy kolejną fazę aborcyjnej hecy. Teraz jest jednak wycelowana w ostateczny już zdawałoby się kompromis. Znowu następuje w przełomowym momencie. Tym razem wszakże jest odwrócona ostrzem do inicjatorów poprzedniej awantury. Z kawiorowo-lewicowych pozycji wycelowano ją teraz w lewicową prawicę, podobnie jak niegdyś z prawicowych szańców godziła w liberalną demokrację ku radości sierot po Peerelu.
Wszystko to niezależnie od sensowności postulatów zawartych w przedstawionym Sejmowi projekcie, szczególnie upowszechnienia dostępu do taniej antykoncepcji i obowiązkowej edukacji z tego zakresu, które nie należą do kompromisu osiągniętego w 1993 roku. Nigdy też aborcyjne szaleństwo nie wypromowało ani polityka, ani tym bardziej ugrupowania. Ale to już zupełnie inne historie.

Tak więc czy owak nasi lewicowi antykomuniści doczekali się probierza lewicowości. Nie walcz nazbyt gorliwie ze smokiem, bo się weń przeistoczysz, mawiali niegdyś mądrzy Chińczycy. Nie da się im odmówić racji. Trudno jednak o lepszy prezent dla trapionego wewnętrznymi sporami PiS-u.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz