Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

poniedziałek, 25 lutego 2019

Onomastyka

– Koalicja Europejska, szkoda że nie Polska – tak Mateusz Morawiecki skwitował porozumienie opozycji, wycelowane w PiS-owską eurofobię. Gorliwość w nazywaniu skomplikowanych rzeczy tak, by nie było potrzeby domyślania się czegokolwiek, charakteryzuje ludzi o niewielkich możliwościach interpretacyjnych i do nich się właśnie zwracał premier. Nasuwa to skojarzenie z PZPR-em. Nie był ani polski, ani robotniczy, ani nawet zjednoczony. Ale ciągoty pozostawił.
Dowiedzieliśmy się z sobotniej konwencji wyborczej, że dobra zmiana napełnia kieszenie obywateli dając im wolność. Ktoś w tym kontekście przypomniał słowa Margaret Thatcher, że rząd nie ma swoich pieniędzy, nie może więc niczego nikomu dawać. Jedyne co może, to zapewnić obywatelom możliwość samodzielnego zadbania o siebie. To jednak wymaga decentralizacji władzy i oddanie jej samorządom. PiS zaś nawet z Sejmu uczynił maszynkę do głosowania.
W dodatku sobotnie, szydercze zapewnienie premiera, że “szanujemy opozycję” zabawnie się kojarzy z wystąpieniem “bez żadnego trybu”, w którym właśnie brak szacunku dla adwersarzy wybrzmiał najbardziej autorytatywnie. Tym bardziej więc bije w oczy niesprawiedliwość, jakiej w związku z tym doświadczyli najbardziej wyraziści eksponenci dobrej zmiany, schowani gdzieś na czas kampanii wyborczej.
Więcej, wystawienie zasłużonych polityków na pierwsze miejsca list do Parlamentu Europejskiego, z pominięciem wielu z nich, przede wszystkim zaś protegowanych ojca Rydzyka daje kolejny impuls do podejrzeń o zasadniczym sporze rozdzierającym Zjednoczoną Prawicę.
W tej sytuacji jednocząca się opozycja musi budzić strach, a co za tym idzie kierowane do swego elektoratu zapewnienia o jej bezsilności.
Nic bowiem dziwnego, że kiedy do intryg, normalnych w autokratycznych stosunkach dołączyły jeszcze wymogi kampanii wyborczej, wzrasta poziom udawanego optymizmu. Narastają też jednak sprzeczności między wypowiedziami a usiłowaniami polityków. Kiedyś bardziej oni eksponowali rozbieżność między tym co w miarę zgodnie głosili przedtem i co potem. Teraz czas się skondensował i widać, że jedni mówią co wiedzą, drudzy usiłują wiedzieć, co mówią.
Ale przynajmniej przywiązanie do magii nazw im pozostało. Jako że wszyscy są jak należy, ale niektórzy to muszą mieć na piśmie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz