Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

poniedziałek, 4 września 2017

Proces

Chrześcijaństwo, które ogłosiło wszystkich ludzi równymi wobec Boga, nie zawaha się uznać, iż wszyscy obywatele są równi wobec prawa. Lecz skutkiem splotu osobliwych wydarzeń religia stanęła w tej chwili po stronie sił obalanych przez demokrację i zdarza się często, że wyrzeka się równości, którą uwielbiła oraz przeklina wolność jako swego wroga, gdy tymczasem podawszy wolności rękę mogłaby uświęcić jej wysiłki” [A. de Tocqueville]. Tak w XIX wieku był postrzegany stosunek Kościoła do demokracji.
Bo postęp oznacza upowszechnienie wartości. To co pierwej było dostępne tylko nielicznym, staje się własnością wielu. Tyle tylko, że rzecz działa w dwu kierunkach. To czym przedtem gardzili uprzywilejowani staje się ogólnie akceptowaną normą. Dowodem tego jest chociażby słownictwo, do którego coraz obszerniej trafia mowa dawnych nizin społecznych czy zgoła środowisk przestępczych. Takie wyrazy jak małolat, rozkminić, dycha, fagas czy cały szereg innych to jeszcze na razie kolokwializmy, powszechnie już jednak znane i stosowane. Szacowna zaś obecnie “kobieta” ma szydercze pochodzenie z czasów, kiedy w kulturalnych środowiskach panie nazywano białogłowami czy niewiastami lub tylko podwikami [Brückner].
Kościół zatem broniąc się przed demokracją mógł się obawiać o swą hierarchiczną strukturę. Ba, obserwowany ostatnio coraz częściej krytyczny stosunek biskupów do PiS-u może wynikać z podobnych pobudek. Kler się obawia dotknięcia ideologii, która łatwo go może wepchnąć w rodzimy fundamentalizm. Skutkiem będzie wyobcowanie z międzynarodowej wspólnoty nie tylko państwa, ale i zawłaszczonego Kościoła.
“Darmo szukam w pamięci, i nie znajduję doprawdy niczego, co zasługiwałoby na większą litość i budziło więcej bólu niż to, co dzieje się na naszych oczach. Wydaje się, że zerwana została naturalna więź łącząca nasze poglądy z upodobaniami i nasze działania z przekonaniami. Harmonia, która zawsze istniała między uczuciami i myślami ludzi, została zniszczona i można powiedzieć, że wszelkie prawo moralnego odniesienia przestało istnieć” – pisał też o swoim czasie rzeczony a najwyraźniej ponadczasowy wicehrabia.
W tym kontekście może albo martwić, że dopiero po dwustu prawie latach dotykają nas problemy, z którymi inni się dawno uporali, albo cieszyć, że pozornie tylko niegdysiejszy stosunek Kościoła do demokracji jest analogiczny z współczesną nam próbą uwiedzenia katolików przez PiS. Demokracja przecież nigdy nie starała się instrumentalnie traktować religii.
A wolność? Zawsze była w opozycji do wszelkich form dyktatury i zawsze w końcu była górą. Czyli z nadzieją trzeba patrzeć w przyszłość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz