Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

sobota, 2 września 2017

Retransformacje

Polska, której granice były w czasie dominacji Niemiec lub Rosji przesuwane nawet o trzysta kilometrów jest w Unii bardziej suwerenna i bezpieczna, niż kiedykolwiek. Tak mniej więcej Frans Timmermans podsumował naszą historię. Rzecz spowodowała kolejną serię napaści na tego polityka, nielubianego przez naszą lewicową prawicę. Nie za prawdę, którą wyraził, a za początek zdania, z którego wysnuto groźbę.
Jak to z tą suwerennością było? W zniszczonej po wojnie Europie już w 1948 roku powstała OEEC i Rada Europy, grupująca państwa, które przystąpiły do Planu Marshalla. Sprzeciw Anglii uniemożliwił przeobrażenie jej w zaczątek integracji państw Zachodu. W 1951 roku już bez Anglii powstała Wspólnota Węgla i Stali. W 1958 roku przeobraziła się w EWG, do której wbrew jej prośbom nie przyjmowano Wielkiej Brytanii, która się tymczasem przekonała o korzyściach, przynoszonych przez Wspólnotę.
Państwa OEEC już w 1949 roku przekroczyły poziom produkcji z 1938 roku. Wielka Brytania miała tu najniższy wzrost, mimo że była najmniej zdewastowana przez wojnę. Więcej, udział “suwerennego” eksportu brytyjskiego w dochodzie narodowym od 1948 do 1972 roku spadł o połowę. Gospodarka niemiecka zaś stała się jedną z pierwszych w świecie. Szybko też wzrastały pozbawione surowców i obciążone zacofanym południem oraz zniszczone wojną Włochy. Wszystko wskutek pozostawaniu poza albo przynależności do Wspólnot.
Mamy teraz Brexit, wedle przeciwników integracji oznaczający początek rozpadu Unii. My praktycznie jesteśmy kolejnymi kandydatami do podobnego procesu, dotkniętymi podobnym chyba amokiem, jaki opanował Wyspiarzy. Tyle tylko, że dotyczy on głosicieli obrony suwerenności przed Brukselą. Z uwagi na historię inne państwa nie będą jednak skłonne do wyzbywania się czynnika wzrostu gospodarczego i pomyślności obywateli.
Suwerenność zaś, której tak chcą bronić nasi ortodoksi jest niczym innym jak zaprzeczeniem sensu umów międzynarodowych. Jeżeli się zaś nie chcemy podporządkować naszym własnym zobowiązaniom, to kto się będzie chciał z nami umawiać?
W sumie więc jesteśmy na najkrótszej drodze do wyrzeczenia się korzyści przynoszonych przez integrację i do ponownego przyjęcia roli państwa buforowego między dwoma potęgami. Pod tym względem jesteśmy w gorszym położeniu od Wielkiej Brytanii, która wskutek Brexitu znowu popadnie w marazm sprzed jej wstąpienia do Unii, ale nikt nie kwestionuje jej granic. Najprawdopodobniej jest też ciekawa biedy, której właściwie nigdy długo nie zaznała.
My zaś nie tylko chcielibyśmy być Zachodem, ale też mamy granice wynikające z umów międzynarodowych. O biedzie nie ma co wspominać. Zawsze byliśmy w tym gorszym świecie. Kiedyś przynajmniej propagandowo mieliśmy przyjaźń, pomoc i przykład wielkiego brata. Teraz na takie nawet wsparcie nie będziemy wprawdzie mogli liczyć, na przyjaźń sąsiadów też chyba nie bardzo, ale przykład mamy kompetentny, potwierdzony przez historię.
Chyba, że się mylę. To przepraszam. Historię też można przecież poprawiać, jak wszystko na tym padole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz